Przyznam szczerze, że przez 12 a może i 15 lat nie dosiadałem roweru. Kiedy wyrosłem z rodzinnego Uniwersala, doszedłem do wniosku, iż nie po to ludzkość wymyśliła silnik, by się wciąż męczyć z kręceniem pedałami.
Rower trafił do piwnicy i do dziś jego szczątki tam rdzewieją. Przez ten czas zdążyłem najeździć się autobusami, tramwajami, samochodami i jakoś nigdy szczególnie nie ciągnęło mnie, by odświeżyć znajomość z poczciwymi dwoma kółkami. Co więcej, z czasem wyrobiłem w sobie przekonanie, że mój tyłek nie jest stworzony do wąskich siodełek, a i nogi służą wyłącznie do godnego stąpania po ziemi.
W życiu każdego faceta przychodzi jednak taki moment (i wcale nie jest to kryzys wieku średniego), że w jego rozumny i poukładany świat wkrada się cudnej urody niewiasta. Wtedy też trzeba zrewidować wiele swoich poglądów, chociażby dotyczących rowerów.
Choć od tego momentu minęło już ładnych kilka lat, do dzisiaj jestem wdzięczny mojej dziewczynie, że namówiła mnie do kupna rowerów. Sam już nie wiem kto z nas chętniej korzysta z tego prezentu na szóstą rocznicę jej 25 urodzin.
Z chęcią też podzielę się z Wami moimi uwagami na temat tego wehikułu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz