piątek, 26 marca 2010

Makrokesze atakują

Z nadejściem wiosny w reklamowych gazetkach sieci handlowych zrobiło się tłoczno od produktów roweropodobnych. Nieźle się zdziwiłem, gdy takie cudo pojawiło się nawet w osiedlowym sklepie spożywczym, w którym najczęściej robię zakupy.
Cena super - 259 zł. Nawet oba koła są i przerzutki... jakieś. Ludzie podchodzą, oglądają. Pewnie już z myślą o prezentach na "zajączka".

Żal mi dzieciaków, którym rodzina zgotuje taki los. Szczęściarze pewnie jeden czy dwa sezony na tym przejeżdżą. Pechowcom nowy zakup rozsypie się po kilkunastu kilometrach. Byłem kiedyś świadkiem jak w takim rowerze marki, do której nikt z producentów przyznać się nie chce, urwało się tylne koło. Takie coś wręcz trudno sobie wyobrazić, a jednak...
Potencjalnych klientów ostrzegam - sprzęt do zabaw ekstremalnych lepiej zostawić zawodowym kaskaderom. W gruncie rzeczy taniej jest wydać 700 zł na rower popularnej firmy i pojeździć na nim kilka sezonów, niż co roku inwestować w coś, co tylko sprawiać będzie problemy.
Jeżeli już jednak kupiliście rower z tzw. makrokeszu, pamiętajcie, że przez 2 lata obowiązuje na niego gwarancja. Nie popuśćcie sprzedawcom i nękajcie ich każdym felerem. Może wtedy nauczą się, by nie handlować złomem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz