poniedziałek, 23 lipca 2012

Karlik - mój pierwszy rower

Po rozmowie z latoroślą zebrało mi się dziś na wspominki o pierwszym rowerze, na jakim uczyłem się jazdy jednośladem. Maszyną mojego dzieciństwa był niebieski Karlik - współwłasność moja, brata, a następnie siostry. Rower, który zaliczył więcej wyścigów (rzecz jasna podwórkowych) niż niejedna profesjonalna kolarka i któremu nie były straszne brud czy rdza.
Dziwnym trafem żadne zdjęcie mojego Karlika nie dotrwało naszych czasów. Poglądową fotkę znalazłem w jednym z serwisów ogłoszeniowych.

Ciężki i powolny, ale nie do zdarcia. Karlik nie był pierwszym rowerem w moim życiu (jak przez mgłę pamiętam jeszcze pomarańczowego trzykołowca), ale pierwszym, którego tak naprawdę zapamiętałem. To na nim uczyłem się jeździć. Początkowo jak większość - ze sztylem od łopaty za siodełkiem, ale mama szybko uznała, że jestem przypadkiem beznadziejnym.
Karlik był bardziej cierpliwy. Stanęliśmy na górce, odbicie z pedała i jazda... Moja pierwsza na dwóch kółkach, zakończona boleśnie na fiacie 126p sąsiada (panie Andrzeju, przepraszam za tę rysę wzdłuż drzwi!).
A potem były najpiękniejsze rowerowe lata mojego dzieciństwa. Mimo małej przedniej zębatki Karlik dzielnie dotrzymywał kroku Pelikanom, Wigry-3, a nawet Jubilatom, choć tylko ja wiem, ile musiałem się przy tym nakręcić. Tego roweru jednak nie dało się nie kochać... Radził sobie z każdą dziurą w asfalcie, a w razie potrzeby na masywnym siodełku można było wygodnie kogoś przewieźć. Do tego jeszcze te szałowe opony z białym paskiem.
Żałuję, że mój Karlik nie dotrwał naszych czasów. Rodzie stwierdzili, że nie ma miejsca, by przechowywać go w piwnicy dla następnych pokoleń. Ostatecznie oddali go komuś z rodziny i ślad po nim zaginął. Łudzę się, że nie trafił na złom i wciąż wiernie komuś służy.

4 komentarze:

  1. Ja do dzisiaj jeżdżę na Karliku Apollo. Był to mój pierwszy rower i za rok będzie pełnoletni. Cały czas się dziele spisuje i nic mu nie jest straszne !

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymaj, pilnuj, ubezpiecz... Coś mi mówi, że za 10-15 lat takie klasyki będą w cenie. Ciekawe ile współczesnych rowerów będzie w stanie wytrzymać taką próbę czasową? Nawet dzisiaj, czyszcząc rowery po dłuższej przejażdżce (co zwykle zajmuje 2-3 godziny) wspominałem jak fajnie było mieć taki "bezobsługowy" pojazd. Raz na rok smarowało się łańcuch, co parę miesięcy przemyło ramę wodą z płynem do naczyń, a co kilka tygodni podpompowało koła i było ok. Nie to co dzisiaj ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam takiego karlika w prawdzie trzeba by bylo w niego poswiecic troche kasy i godzin pracy ale z pewnoscia bylo by warto, posiadam takze kilka innych klasyków wspomniany wczesniej romet jubilat 1980 rok , rower ktory moja mama dostala na komunie , kolarka mojego taty romet orkan 1988 rok oraz totalny fenomen firmy mejko łucznik 1957 rok to tyle pozdrawiam i zapraszam do kontaktu na gg 8898567

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze pamiętam swój pierwszy składak. Wciąż mam sentyment do tego typu modeli, jednak na co dzień korzystam z roweru, który znalazłem w ofercie sklepu https://mocnerowery.pl/rowery-elektryczne-enduro-dh.html.

    OdpowiedzUsuń